sobota, 4 maja 2013

XVI. Ty to kręcisz głąbie?! Przestań, ty, no nie rób siary, tego nie można puścić.



Carmen

Wracaliśmy z kolejnego meczu rozegranego przez chłopaków autokarem do hotelu. Nastroje były świetne po wygranej, jak to oni mieli w zwyczaju zapodali muzykę - głośno. Dziwne, że trener nic im nie powiedział. Ja swoich myśli nie słyszałam. Miałam to nieszczęście, że siedziałam na samym tyle autokaru- dokładnie dwa miejsca, fotele przed panem B. przynajmniej miałam doborowe towarzystwo w postaci Łukasza, z którym fajnie się rozmawiało. Na tyle szaleli Zbyszek z Bartkiem śpiewając hit „Będę brał Cię w aucie”. Igła natomiast bawił się w operatora no i wszystkich kręcił. Pomachałam do kamery, żeby nie było i wróciłam do przerwanej czynności. Po chwili usłyszałam: Czyżbyśmy mieli nową parę? Na początku nie skojarzyłam o czym Krzysiek mówi. Dopiero po chwili zrozumiałam, że chodzi o mnie i Łukasza. Krzysiek cały czas stał obok nas.
- Chyba coś ci się pomyliło, albo przewidziało - powiedział z rozbawieniem Łukasz. Cały autokar przysłuchiwał się naszej rozmowie. Zapanowała idealna cisza. Igła przemieścił się dalej. Na reszcie dał nam spokój. Spojrzałam na Zbyszka. Był zły. Czy moje oczy mnie nie mylą? On jest zazdrosny! No niemożliwe.
Zuzka była zmęczona więc już słodko spała obok Miśka, a właściwie to oparta o jego ramię. Każdy był czymś zajęty. Razem z Łukaszem oglądaliśmy zdjęcia wykonane przez moją przyjaciółkę na moim laptopie. Mieliśmy niezły zaciesz z niektórych zdjęć.
- Carmen?! – usłyszałam pomimo tak głośnej muzyki z przodu pojazdu głos.
- Tak?
- Mogę cię na chwilę poprosić?- bardzo dziwnie o co tym razem poszło?
- Jasne, już idę !
Zostawiłam Łukaszowi laptopa i skierowałam swoje kroku do przodu. Na moje miejsce od razu usiadł Michał i dotrzymywał mu towarzystwa. Zajęłam miejsce obok mojego taty, opierając się plecami o szybę, a nogi przyciągając do klatki piersiowej.
- I jakie wrażenia? - zapytał z uśmiechem na ustach.
- Tutaj jest świetnie, faceci nieźle zwariowani, ale oczywiście pozytywnie, dziękuję tato! - wypowiadając ostatnie słowa przytuliłam się do ojca, co on odwzajemnił.
- Nie ma za co, chciałem, żebyś odpoczęła od swojej codzienności.
- Udało ci się to - powiedziałam z uśmiechem.
- To dobrze!
- Tobie wujku też dziękuję !
- Drobiazg, nie m za co…
- Oj jest, jest - zaczęliśmy się śmiać. Niestety tą sielankową sytuację przerwała nam kłótnia chłopaków z tyłu autokaru.
- Pójdę zobaczyć o co poszło - powiedziałam i już mnie nie było. Kochałam mojego ojca pomimo wszystko. Czasami nieźle potrafił mnie wkurzyć, ale był taki kochany, że długo nie mogłam się na niego gniewać.



Zuza

Michał Kubiak był samowystarczalny. Kiedy inni wykorzystywali wolny czas na przyjemności, on potrafił godzinami siedzieć w jednym miejscu, wpatrywać się w krajobraz za oknem i rozmyślać. Nie czytał książek, gazet, tudzież innych pisemek w głównej mierze kobiecych, bo i na takie natknęłam się będąc z nimi te kilka tygodni, nie słuchał muzyki jak często to robił Bartek, ani nie grał z nami w karty. Błądził myślami gdzieś daleko, zawsze był obecny ciałem, a duchem już niekoniecznie. I tak skazując się dobrowolnie na jego towarzystwo, notorycznie zajmowałam miejsce w autobusie obok niego, chociaż ta cisza nie zawsze mi odpowiadała. Kiedy po raz enty rozgrywałam z siedzącymi przed nami Kurkiem i Cichym Pitem partyjkę pokera, a tym samym zostaliśmy z Bartkiem ograni przez starego wyjadacza jakim był Nowakowski, nasza ekipa znowu dostosowała się do złotej zasady: „dzień bez kłótni, to dzień stracony”.
- Co ten lowelas tutaj robi? - zaskoczony głos Zbyszka wymieszany z niepohamowanym wybuchem złości, zwrócił uwagę wszystkich dookoła i już po chwili wpatrywaliśmy się w ekran komputera Cam. - No, no, ładnie to nasza koleżanka sobie poczyna, a takie z niej niewiniątko - szydził Bartman. - No, nieźle!
Moja reakcja była natychmiastowa, przebiegłam jak najprędzej dzielący nas dystans i próbowałam odebrać mu to, co nie jego. Jednak nie okazałam się tak szybka, by załagodzić sytuację i choć trochę oszczędzić Carmen nieprzyjemności.
- Przestańcie! - próbowałam wyrwać mu z rąk własność przyjaciółki, tym samym gromiąc Łukasza wzrokiem, za to, że pozwolił Zbyszkowi zajrzeć do jej prywatnych zdjęć.
- Może wreszcie się dowiem, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi! - zagrzmiał, ale nie pozwolił sobie odebrać komputera. Gotowałam się w środku, kiedy skakałam wokół niego jak mała dziewczynka, próbując go przechytrzyć. Był nieustępliwy.
- Michał, zrób coś! - krzyknęłam na Kubiaka, patrząc na niego z wyrzutem w oczach, w których zaczęły zbierać się pierwsze łzy. Dlaczego siedział  i bezczynnie wpatrywał się w kolejną awanturę? Przecież zależało mu na szczęściu najlepszego przyjaciela nie mniej, niż mi na szczęściu Carmen. Zawiodłam się na nim kolejny raz w ciągu kilku dni. Nie ze mną te numery panie Kubiak!
- Bartman, do cholery! Nie zachowuj się jak dzieciak!
Aż chciałoby się rzec: rychło w czas, Michale. Najpierw gra wielce pokrzywdzonego z powodu nieszczęśliwej miłości swojego przyjaciela, obwinia się o wszystkie jego porażki i niepowodzenia w związkach, a kiedy ten na jego oczach po raz kolejny rujnuje sobie życie, nie kiwnie nawet palcem, dopóki ktoś nie wskaże mu drogi jaką powinien wybrać, żeby wreszcie coś zmienić.
- Ciiicho! - Winiar zaczął wysyłać nam rękami jakieś znaki dymne, ostrzegając przed zbliżającą się Carmen.
- Zachowujcie się tak, jakby nic się nie stało - syknęłam i wróciłam na miejsce obok Kubiaka, nadal kipiąc ze złości.   


Carmen

- Co się dzieje? - zapytałam, podchodząc do mojego poprzedniego miejsca, które zajmowałam jeszcze 5 minut temu.
- Nic - odpowiedział Michał W.
- Jak to nic? Nie darlibyście się na cały autokar! - popatrzyli na mnie zdziwieni.
- Mogę mój laptop z powrotem? - po co ja się w ogóle pytam. Oni nie chcieli mi go oddać. No nie, co oni tam takiego znaleźli? –Doczekam się w końcu mojej własności? - z konieczności tylko mi go zwrócili, ciekawe co ich tam tak zafascynowało. Kiedy spojrzałam na ekran mojego komputera, zaniemówiłam. Znaleźli zdjęcia, na których byłam ja i Dragan, zrozumiałam dlaczego oni się kłócili. Łukasz chciał się dowiedzieć czy to prawda, a Michał nie chciał tego potwierdzić. Tak wiem, miałam je usunąć, ale to było silniejsze ode mnie, w końcu spędziłam z nim kilka ładnych lat u jego boku. O naszym rozstaniu wiedziała tylko Zuzka, Michał i Ziomek. Nie powiedziałam o tym mojemu tacie. Sama nie wiem dlaczego. On też o to nie pytał, było mi łatwiej.
- Widzisz co narobiłeś?! - powiedział wściekły Michał.
- To nie jego wina, miałam je już dawno usunąć ale nie potrafię… - moje oczy się zaszkliły na myśl o tym, co wydarzyło się kilka miesięcy wcześniej.
- Przepraszam… - powiedział smutny Łukasz.
- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się do niego, pomimo iż w środku czułam żal i bezradność. Wiedziałam prędzej czy później oni się o tym dowiedzą, a ja nie chciałam o tym rozmawiać. Zajęłam miejsce, zamykającym przy tym laptopa i chowając go do torby. Przed oczami miałam miny Zbyszka, Zuzki i Michała. Nie wiem o co chodziło Zibiemu, mógłby się zając swoją dziewczyną, a nie interesować się mną. Zaczyna mi działać na nerwy ten człowiek. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam oparta o ramię Wisienki. Nie byłam na niego zła, bo to nie jego wina…


Zuza

- Jesteś zła? - padło z ust Michała bardziej stwierdzenie niż pytanie, kiedy wysiedliśmy z autobusu i zmierzaliśmy w stronę hotelu. 
- Nie. Skąd. - odparłam. Szkoda tylko, że nigdy nie umiałam kłamać. 
Kubiak złapał mnie za nadgarstek i przytrzymał na zewnątrz, kiedy chciałam jak gdyby nigdy nic zniknąć za drzwiami razem z innymi. W ten sposób stałam tak uziemiona i czekałam aż pozostali siatkarze wejdą do środka i rozejdą się każdy w swoją stronę. Znowu zapowiadała się kłótnia o przysłowiową marchewkę.
- Co zrobiłem źle tym razem? - zapytał, kiedy wkoło zrobiło się względnie cicho. 
- Mam ci wskazać palcem wszystkie błędy? - prychnęłam. - Obudź się, Michał. Nie ma cię tam, gdzie twoi przyjaciele potrzebują pomocy! Owszem, chciałbyś żeby Zbyszek wreszcie ułożył sobie życie, ale popatrz, ty zawsze płaczesz nad rozlanym mlekiem. Nie przemówiłeś mu do rozsądku dzisiaj, kiedy nawymyślał Carmen, nie powstrzymałeś go, kiedy poszedł topić smutki w alkoholu, a takie sytuacje powtarzają się ciągle. Chyba mówi się, że lepiej zapobiegać niż leczyć! 
Tak naprawdę dzisiejsza sprzeczka nie miała większego sensu. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że po raz kolejny coś zaprzepaszczam, ale od momentu kiedy za sprawą Kubiaka poczułam się niemile widziana w reprezentacji, coś bezpowrotnie pękło w naszych relacjach. Sprawa Carmen i Zbyszka była tylko tą iskrą, której potrzebowałam, żeby w końcu wygarnąć to, co leżało mi od dłuższego czasu na sercu. 
I cholernie tego pożałowałam, kiedy zostawiałam go w mroku nocy samego ze swoimi myślami, bo podskórnie czułam, że naskoczyłam na niego praktycznie bez powodu, ale nadzwyczaj trudno jest przyznać się do własnego błędu. 
Po raz pierwszy na poważnie rozważałam mój samotny powrót do Polski. 


Carmen

Obudziłam się w momencie kiedy to Zibi niósł mnie do pokoju.
- Nie mogliście mnie obudzić? - powiedziałam z wyrzutem.
- Tak słodko spałaś, że nie mieliśmy serca cię budzić - powiedział z troską. Nie rozumiem tego faceta. Raz się ze mną droczy, a innym razem jest miły i to bardzo miły…
Położył mnie na łóżku, przykrył kocem i wyszedł. Zostawiając mnie z natłokiem pytań, na które nie potrafiłam odpowiedzieć.





Sunny:  Ja z mojej strony dedykuję rozdział wszystkim Monikom z okazji ich dzisiejszych imienin, Pannie A, bo coś ostatnio siostra mnie unika i zapraszam wszystkich na bloga polska-dziewczyna

Monica:  Ktoś chciał zmiany relacji między Zuzą a Michałem. Ale coś czuję, że nie o taką zmianę chodziło, bo przegięłam w drugą stronę :D Spokojnie, wszystko w swoim czasie. Oni jeszcze sami nie wiedzą czego chcą, w mojej głowie to takie dzieciuchy, które muszą się dopiero określić :P Chcieliście przypał z siatkarzami w roli głównej i będzie, tylko musimy to dokładnie przemyśleć :) 

A tymczasem życzenia, bo nie byłybyśmy sobą gdybyśmy ich tutaj nie zamieściły :D 

Drogi Zbyszku, przede wszystkim życzymy Ci wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia, trafnych wyborów, braku kontuzji, żeby Ci sodówa do głowy już bardziej nie uderzyła, a co najważniejsze ( i to jest nasze marzenie), abyś pogodził się z Dzikiem.  

Sto lat, Rekinie !