Zuza
„Boli mnie głowa i nie mogę spać, chociaż dokoła wszyscy już posnęli...” Jak codziennie rano Bartman musi ujawniać swój anty muzyczny talent, tak nie obyło się bez prysznicowych przyśpiewek i dzisiaj, a że zajmuje z Michałem pokój na przeciwko, to moje uszy idą na pierwszy ogień i muszę tego słuchać, chociaż nie chcę. Nie pomaga nawet zakrywanie głowy poduszką, chowanie się pod kołdrę, ani inne opracowane przeze mnie na tę okazję sposoby, by tylko jakoś te dźwięki zagłuszyć. Zawsze mam wrażenie, że słychać go na drugim końcu miasta, ale inni jakoś nie robią sobie z tego kłopotu, może im to nie przeszkadza, albo tylko ja mam taki wrażliwy słuch? Gdy dobijałam się do drzwi na przeciwko, nawet nie robiłam sobie nadziei, że coś uda mi się wskórać i chociaż na chwilę zmusić go, żeby przerwał swój zabójczy koncert.
Kiedy te istne wrota do piekieł się otworzyły, a po drugiej stronie zobaczyłam Michała, bez pardonu chciałam tam wparować i powiedzieć Bartmanowi co myślę o nim i jego wiecznym zawodzeniu.
- Mugolom wstęp wzbroniony - Kubiak zastawił mi wejście, opierając rękę o framugę drzwi. Nie zdążyłam nawet postawić nogi za próg, a ten już z cwaniackim uśmiechem informował mnie, że będę musiała cierpieć dalej.
- Michaaał - wyjęczałam z miną cierpiętnicy. To naprawdę doprowadzało mnie do białej gorączki. Miałam nadzieję, że kto jak kto, ale on będzie po mojej stronie. Niemiło się zawiodłam. - Możesz mu delikatnie zasugerować, żeby w końcu się uciszył? - skoro sama nie mogłam tego zrobić, to może posłucha swojego najlepszego przyjaciela. Dla niego byłby skłonny to zrobić, bo dla mnie to niekoniecznie. Znając Zbyszka, zrobiłby mi na złość i zaczął śpiewać jeszcze głośniej.
- Nic nie mogę na to poradzić, a tobie powiem jedno: zacznij się przyzwyczajać. Od tej pory tak będzie zaczynał się każdy twój poranek w naszym towarzystwie. - Odniosłam wrażenie, że to, co mi powiedział sprawiało mu dziką satysfakcję, bo tym jak na jego twarz wpełznął ten charakterystyczny kubiakowy uśmiech. Albo mi się to śniło, albo ktoś po prostu podmienił mi Michała. On, w każdej chwili gotowy zdzielić Bartmana po głowie i doprowadzić go do porządku, teraz zwyczajnie stał przede mną i się nabijał. Niby nic, ale zawiodłam się.
- Dzięki, Kubiak. Wielkie dzięki. Zostałeś oficjalnie wykreślony z testamentu. - wymruczałam i zawróciłam do swojego pokoju, bo na jakikolwiek rozejm nie było nawet szans.
- Pamiętaj, że dzisiaj idziemy na miasto - przypomniał mi jak gdyby nigdy nic się nie stało, kiedy próbowałam jak najdokładniej zamknąć za sobą drzwi, by nie przecisnął się przez nie żaden dźwięk, albo by chociaż trochę zmniejszyć ten hałas.
Carmen
Siedzę w holu hotelu, ludzie wchodzą i wychodzą, a ja przeglądam zdjęcia ostatnich wakacji. Spędziłam je w Belgradzie we wspaniałym towarzystwie. Ciekawe co słychać u moich przyjaciół Urosa, Marko, Dragana i Sashy. Wakacje z nimi są bombowe, zero nudy, mnóstwo atrakcji. Fajnie byłoby się z nimi zobaczyć. Pośmiać się jak za dobrych lat…
- Carmen?! - z zamyślenia wyrywa mnie dobrze znany mi głos.
- Uros?!
- Jak miło cię widzieć!
- Z wzajemnością - rzucamy się sobie w ramiona, przyjaciel okręca się wokół własnej osi. Wszyscy znajdujący się na korytarzu patrzą na nas ze zdziwieniem.
- Musimy się koniecznie spotkać i pogadać, tak dawno się nie widzieliśmy.
- Pewnie. To się jeszcze zdzwonimy, trzymaj się - mówię do Kovacevica i kątem oka widzę, że Zibi nas obserwuje.
- Ty również, trzymaj za nas kciuki - żegnamy się i każdy idzie w swoim kierunku.
- Oczywiście.
Zibson chyba uważa, że ja nie mam żadnych znajomych na świecie. Czasami wydaje mi się, że on żyje na innej planecie. Jego złość i zazdrość bywa frustrująca.
Siedzimy w stołówce i jemy posiłek. Za każdym razem kiedy tutaj jestem zadziwia mnie ilość i jakość jedzenia. Zawsze było i jest pyszne nikt nie wybrzydza. Wszyscy wcinają aż im się uszy trzęsą. Każdy jest zajęty swoim talerzem, ale nie Zibi. Odkąd zajęliśmy miejsca spogląda w jeden punkt - stolik Serbów.
- Czy ty masz jakiś uraz do nich? - pytam Zibiego, który cały czas gapi się na braci Kovaceviciów i spółkę.
- Spójrz tylko na nich.
- W czym oni są gorsi od ciebie?
- Przecież to była Jugosławia…
- No i co z tego? - zaczyna mnie irytować po raz kolejny, on i te jego uprzedzenia…
- Wieczne wojny, niezgodna, jeden zabijał drugiego…
- A w Polsce to co było? Brat na brata wilkiem nie patrzył? Walczyli o wolność i religię.
- Jakby inaczej nie mogli…
- Gdybyś żył w tamtych czasach, to wiedziałbyś co oznacza wojna i ubóstwo.
- Gdybyś, gdybyś... Ale nie żyłem wtedy tylko teraz.
- Nic innego nie widzisz poza czubkiem własnego nosa.
Wstałam od stołu i podeszłam z talerzem do bufetu. Poprosiłam o zapakowanie jedzenia na wynos.
- Idź ich pociesz… - niech się cieszy, że nie mam niczego pod ręką, bo gorzko by pożałował za te wyśmiewacze słowa.
Wyszłam przed budynek rozkoszując się promieniami słonecznymi. Położyłam pudełko na ławce i usiadłam na niej po turecku.
- Jego co ugryzło? - pyta Uros, siadając obok mnie na ławce.
- Za nim nie nadążysz.
- Strasznie ciężko z nim funkcjonować na co dzień…
- Ciesz się, że tylko na boisku masz z nim do czynienia. - w mojej głowie pojawia się milion obrazków, które nie koniecznie dobrze wspominam.
- Nie wiesz jak bardzo zaczynam to doceniać.
Opieram się o ramię przyjaciela i oglądamy zdjęcia, które do tej pory udało mi się zrobić.
- To jest świetne - pokazuje na zdjęcie, które przedstawia całą naszą ferajną, a w tle widać zachód słońca.
- Tak myślisz?
- No pewnie!
- Ustawię je sobie chyba jako tapetę na pulpicie.
- Jestem za.
Za długo się nie nacieszyliśmy swoim towarzystwem z racji tego, iż nadeszła banda na czele ze smokiem.
- Uros idziesz z nami? - pyta Marko.
- A gdzie idziecie?
- Pozwiedzać trochę. Nie będziemy się przecież kisić w tym hotelu - odpowiada Dragan.
- Już idę, poczekajcie.
- Nie podrywaj nam koleżanki - odzywa się Sasha
- Jakbym nie miał co robić. To co, widzimy się na meczu?
- Jasne.
- Trzymaj się - całuje mnie w policzek i razem z chłopakami znika.
Zbieram swoje rzeczy i kieruje się z powrotem do hotelu z zamiarem pójścia do pokoju. Przed hotelem spotykam Zibiego, który minę ma nietęgą.
- Mógłbyś w końcu przestać mnie śledzić? Robi się to co najmniej paranoiczne i niesmaczne.
Zuza
[późne godziny wieczorne, jedna z japońskich restauracji w Nagoi]
Michał od kilku godzin był bardzo zły. Praktycznie rzecz ujmując to już od rana miał humor, jakby mu ktoś nadepnął na odcisk. Brakowało tylko małego impulsu, aby wszystkie emocje, które przez długi czas się w nim kumulowały, nieoczekiwanie wybuchły. Nikt jednak nie przypuszczał, że ofiarą stanie się najniewinniejsza osoba w ich towarzystwie.
Tak jak chłopcy wcześniej obiecali, przyprowadzili nas do restauracji, w której specjalnością było sushi. Nawet nie zamierzałam tego tknąć. Na sam widok tego specjału coś skręcało mnie w środku. Wolałam popatrzeć jak inni zachwycają się japońską kuchnią, a przy tym gawędzą na mniej lub bardziej poważne tematy. W przypadku naszych siatkarzy sprawdzała się ta pierwsza opcja. Woleli obgadywać gości siedzących przy stoliku obok, rodowitych Japończyków, albo urodziwe Japonki, przechodzące ulicą tuż za szybą, przy której znajdował się stolik naszej drużyny, niż deliberować o globalnym ociepleniu, kryzysie gospodarczym, albo polskim rządzie. Wtedy dopiero pomyślałabym, że coś z nimi jest nie tak i należałoby ich gruntownie przebadać.
- Zibi... - Kurek zagadnął Bartmana, wskazując głową za okno, gdzie obok budynku restauracji przechodziła akurat wysoka, długowłosa brunetka - Ta chyba byłaby w twoim guście, jak na moje mało fachowe oko jest całkiem zgrabna. Może mógłbyś zagadać... o ile umiesz po japońsku. - Bartek i jego wspaniałomyślność oraz charakterystyczny w takich sytuacjach wyszczerz, mogą wywołać tylko jedną reakcję:
- Głupiś? - Zbyszek z rezygnacją popukał się w czoło. - O ile mi wiadomo, to nie szukam dziewczyny.
- Jak to nie?! - reakcja Kurka była natychmiastowa - Przecież Andżelika cię rzuciła! - prawie wykrzyczał, jakby sprawiało mu ogromną przyjemność poniżenie Bartmana, który nie miał za wesołej miny i najchętniej zakneblowałby przyjmującego - Albo ty rzuciłeś ją. - poprawił się szybko. - W każdym razie... pierwszy młot reprezentacji nie może być wolny. To umniejsza autorytetu całej drużyny - uniósł dumnie głowę - Kto się ze mną zgadza?
Chyba liczył, że uzyska poparcie większości, czyli Carmen, Igły, Michała i Marcina, ale niestety przykro się rozczarował, bo jedyne co mogliśmy mu zaoferować to westchnienie rezygnacji.
- Ale jesteście drewniaki. Czuję się jakbym żył w średniowieczu. Niedługo przywdzieję wór pokutny i pójdę na pielgrzymkę do Częstochowy.
- Nie zachowujcie się jak dzieci. Moim zdaniem czasem trochę przesadzacie i dosłownie nie można słuchać tych waszych ciągłych sprzeczek o byle co. - zdobyłam się na kilka słów krytyki, oczywiście wszystko było w dobrym tonie i nie miałam nic złego na myśli, jedynie niewinny żarcik, który rozpętał burzę.
- Nikt ci nie każe się z nami zadawać. - milczący dotąd Michał, zmroził mnie swoim przeszywającym teraz wzrokiem. - My dobrze czujemy się w swoim towarzystwie i do PEWNEGO CZASU nasza drużyna była grupą zamkniętą, gdzie inni muszą przystosowywać się do warunków i atmosfery tutaj panującej. - Nie miałam najmniejszej wątpliwości, że te słowa dotyczą mnie i to ja stałam się obiektem zainteresowania całej drużyny.
- Kubiak zamknij się, nie rób wiochy. - syknął Krzysiek, co jeszcze bardziej pozbawiło mnie złudzeń, albo inaczej, zabolało. Kto nigdy nie czuł się jak przysłowiowe piąte koło u wozu, albo jak wyrzutek społeczeństwa, nigdy tego nie zrozumie.
Do tej pory wydawało mi się, że Michał rozumie mnie jak nikt inny i potrafiłam się z nim jak z nikim innym dogadać. Ale to dobre słowo „wydawało mi się”. Cały czas miałam nadzieję, że uśmiechnie się się i powie to magiczne „żartowałem”, a potem jak gdyby nigdy nic wszyscy będą się z tego śmiać. Jednak nic takiego nie miało miejsca i tylko cudem powstrzymywałam się, aby nie wybuchnąć płaczem. W głowie miałam tylko jedno pytanie: Dlaczego mi to robi? I gdzie jest ten Michał, którego polubiłam?
- Nie wiem jak można być tak dwulicowym i zakłamanym do szpiku kości człowiekiem. - Zanim się spostrzegłam moje myśli ujrzały już światło dzienne i kąsały, tępo wpatrującego się w stół Kubiaka. Atmosfera dzisiejszego dnia była już dostatecznie napięta z powodu zbliżającego się pierwszego meczu, ale w jednej chwili stała się tak gęsta, że można byłoby ją kroić nożem. Nikt nie zabrał głosu, nikt nie pisnął ani jednego słówka, nie sypnął rozluźniającym żartem, a tym bardziej nikt nie stanął w mojej obronie. Wstałam, zrzucając z nadgarstka rękę zatrzymującego mnie Kurka i ignorując daremne wołania Carmen, wyszłam na zewnątrz. W ciemny zgiełk miasta, którego nie znałam, a tym bardziej nie pamiętałam jak dojść do naszego hotelu, bo nawet nie starałam się zapamiętać tej drogi, myśląc, że nie będzie mi to potrzebne. Jednak w tamtej chwili najmniej mnie to obchodziło.
Przepraszamy za ogromne opóźnienie. Nawet nie będziemy się tłumaczyć, bo wiemy, że
„ przechodzimy same siebie”. A za rozdział możecie między innymi dziękować anonimowej czytelniczce, której dedykujemy ten rozdział. To ona doprowadziła nas do porządku, za co absolutnie się nie gniewamy. ;] Nawet możecie tak częściej, żeby nas zdyscyplinować :D
Ciekawe, co powie Kruszyna, jak Zuza nie wróci do hotelu, o! Może go ruszą wyrzuty sumienia. Wylazł z niego naprawdę przykry człowiek.
OdpowiedzUsuńI oni wszyscy jakoś nie spisali się w sytuacji. Zbyszek z tymi Serbami odprawiał cyrki, ja nie wiem, gdzie to podziało rozum.
Pozdrawiam
Czy Wy dzięki mnie dodałyście ten rozdział? :D Moje słowa maja taką siłę? :D Poprostu myślałam, że olałyście tego bloga. A jednak nie! ;) Mam nadzieję, że kolejne przywołanie do porządku nie będzie potrzebne :D
OdpowiedzUsuńDZIEKUJĘ! :*
Marta♥
.
Nie wiem co ugryzło Kubiaka...niech sobie wszystko przemyśli. A jak Zuzannie się coś stanie? Ciekawe co wtedy powie Kruszyna.
Kurde! Co ten Kubiak narobił! Niedobry! Oby tylko Zuzi nic się nie stało.
OdpowiedzUsuńZapraszam także do siebie na nowy rozdział: http://przeciezwieszgdziejestsiatkowka.blogspot.com/
Pozrawiam, no_princess :D
Boskie , chcę dalej <3.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie . WEJDZIESZ ? NIE POŻAŁUJESZ ! O SIATKARZACH ! OPOWIADANIE !
http://siatkoweczkaaa.bloog.pl/id,333233724,title,Opis-postaci-,index.html
Kubiakowi chyba coś się na łeb rzuciło, może to przez Zbyszka. Jak można tak na okrągło zmieniać poglądy, a w dodatku dzielić się nimi z innymi? Oj, zdecydowanie zszedł na psy.
OdpowiedzUsuńBartman jak to Bartman, jakoś sympatią nie powala. Tylko co on się tak Carmen i jej przyjaciół doczepił? Zazdrość? :))
Super rozdziały :) Kiedy następny ? :)
OdpowiedzUsuńPlanujemy dodać go 23 lutego - w dzień urodzin Michała. Mamy nadzieję, że nam się to uda :)
UsuńTo aż za 13 dni ? xd Ja nie wytrzymam ;d
OdpowiedzUsuńI co odbiło Kubiakowi?! Co za buc! Pozdrawiam i czekam na kolejne! :)
OdpowiedzUsuńhttp://i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com/
http://sparkle-in-the-eyes.blogspot.com/
Zbyszek zazdrosny o Carmen? ;)
OdpowiedzUsuńI zdecydowanie jestem za częstszym dodawaniem rozdziałów. :)
Przez przypadek trafiłam na ten blog i bardzo mi się spodobał. Czekam na dalsze losy bohaterów.I mam nadzieje ze Karmelek i Zibi się zejdą. xoxo
OdpowiedzUsuńhttp://l-o-vvve.blogspot.com/