sobota, 23 lutego 2013

XIV. Teraz to już po jabłkach.


Carmen

Trening przebiegał bez zakłóceń. Dzisiaj wszyscy wyjątkowo byli ochoczo nastawieni na współpracę jak nigdy. Siedziałyśmy z Zuzą na widowni i oglądałyśmy popisy słynnego pana Zbigniewa.
- Może skończyłbyś już te swoje harce? Ja chcę jeszcze pożyć! — zarzucił atakującemu zniesmaczony libero.
- Wielkie mi mecyje, od czegoś tutaj jesteś, więc nie marudź. A może po mamusie zadzwonić żeby synusia za rączkę potrzymała? — ripostował batman ale był to cios poniżej pasa.
- Patrzcie jaki mądrala od siedmiu boleści się znalazł!
- No dobra. Na dzisiaj koniec tych dobroci. Widzimy się na odprawie przedmeczowej. — zakomunikował wszystkim trener.
Do pokoi chłopcy wracali w wyśmienitych nastrojach i wcale nie przesadzam, Zibi sobie zaczął nawet z tego powodu nucić po cichutku piosenkę, a reszta rozmawiała o wszystkim i niczym.
- Krzysiu masz już jakiś repertuar przygotowany? — zapytał rozentuzjazmowany Patryk.
- Coś tam mam w zanadrzu. — odpowiedział libero z dzikim uśmiechem.
- Super, już nie mogę się doczekać! — do rozmowy włączył się niezwykle podekscytowany Pit.
Kiedy wchodziłyśmy do pokoju usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Patrząc na ekran mimowolnie się uśmiechnęłam.

„Widzimy się po meczu na ławce”
U.

- Widzę, że randka się szykuje.
- Oj tam od razu randka. Po prostu spacer…
- Mów co chcesz, ja tam wiem swoje! — Zuz i te jej racje…
- Chyba cię nie przekonam…
Przyjaciółka pokiwała przecząco głową i zaczęłyśmy się śmiać.
A naprzeciwko nas pewne osobniki raczyły sobie urządzić dyskotekę przed meczową. Same piosenki nie byłyby złe, ale jeśli zaczyna jeden z nich wtórować wokaliście to zaczyna być ciężko…
- Na mnie nie licz, byłam tam ostatnio i co? Odesłali mnie z kwitkiem — odezwała się Zuzia.
- Zastanawiam się co ostatnio dzieje się z Miśkiem…
- Też chciałabym wiedzieć gdzie podział się ten dawny Michał, mój Michał…
- Towarzystwo pewnej osoby zaczyna na niego najwidoczniej źle wpływać…
I jak na zawołanie do pokoju wpadł Misiek z bananem od ucha do ucha ( i weź człowieku rozkmiń tutaj faceta…) i zaczął swoją serenadę dla Zuzi…

Dzisiaj jestem w Alabamie
 i na banjo idąc gram..
 Jutro będę w Luizjanie
 no a tam najmilszą mam

 - To ja może nie będę przeszkadzać. Widzimy się przed meczem.

 Kiedym ruszył w czasie suszy
 całą nockę padał deszcz.
 Taki gorąc był żem zmarzł
 na śmierć, Zuzanno nie lej łez.

 Och Zuzanno
 O nie płacz bo już dość,
 Idę sobie z banjo na kolanie (bandżem)
 Ja z południa gość.

Mecz układał się po myśli naszych panów. Zibi postanowił się po wyżywać na Urosie, ale to do niego podobne. Cholerny zazdrośnik! Piękna obrona Michała, przy której wszyscy zamarli. Groziło to kontuzją ale na szczęście nic się nie stało. Tylko szkoda przegranej akcji. Liczy się wygrana za trzy punkty (3:1). Misiek nawet po meczu był zły na swoich kolegów za tę akcję w sumie trudno mu się dziwić, ale wygrali i to się liczy.
Wracaliśmy w szampańskich nastrojach i śpiewającym autokarze. DJ Winiar zapodał kilka kawałków, a Zibi miał wenę twórczą i razem z Bratkiem postanowili sobie pośpiewać, ale nie po cichu tylko od razu na cały autobus. Kuraś uprowadził mi przyjaciółkę, więc musiałam sobie znaleźć inną miejscówkę. Miało paść na tyły pomiędzy Krzysiem i Marcinem, ale ostatecznie usiadłam obok Łukasza. Zibi jak zwykle odwalał jakieś cyrki. Kiedyś mu coś zrobię. Mógłby się określić jakoś, a nie odstawia szopki jak na Boże Narodzenie. Iglak uwieczniał wszystko swoją kamerą, zrobił wywiad z Dzikiem. Nas też nie mógł ominąć.
- A co nasze gołąbeczki tutaj robią?- graliśmy w jakąś strategiczną grę.
- Idź sprawdź czy cię nie ma na zewnątrz – odpyskował młodszy z zawodników.
- Ej co to ma być? - Łukasz rzucił poduszką w Krzysia.
Jak dobrze, że jesteśmy już na miejscu, bo nie wiem jak dalej by się to potoczyło. Oczywiście Zibi jakby tylko mógł to wszystkich po kolei by staranował byle się pojawić za mną. Od razu się zmyłam uprzednia mówiąc Zuz, aby nie mówiła gdzie jestem, no i oczywiście aby się o mnie nie martwiła.
- Nie widzieliście Carmen? — usłyszałam gdzieś w oddali głos ZB9.
- Pewnie uciekła przed swoim napastliwym gorylem — salwa śmiechu. Ehh, Pablo się kiedyś doigra…

Uros czekał już na miejscu z różą. Nie wiem skąd on ją wziął.
- Długo czekasz? — przywitaliśmy się całusem w policzek.
- Nie, tylko chwilkę.
- Przepraszam, mieliśmy małe opóźnienie.
- Nic nie szkodzi, mógłbym czekać nawet do jutra. Proszę to dla ciebie.
- Dziękuję, niepotrzebnie.
- Żaden problem.
Spacerowaliśmy sobie po mieście i rozmawialiśmy. Miałam nieodparte wrażenie, że ktoś nas śledzi i wcale by mnie nie zdziwiło jeśli byłaby to pewna osoba… Staliśmy na mostku i podziwialiśmy piękne widoki. Odwróciłam się do Urosa i staliśmy twarzą w twarz stanowczo zbyt blisko. Jego usta zaczęły napierać na moje. Początkowo subtelnie, a później coraz zachłanniej. Kiedy oderwaliśmy się od siebie nasze oddechy były przyśpieszone.
- Przepraszam… — było mu strasznie głupio to było widać.
- Wracamy? Już późno się zrobiło?
- Jasne, jeszcze raz się przepraszam.
Szliśmy do hotelu Uros trzymał mnie za rękę. Na ławce przed hotelem siedział Zibi i nie wróżyło to nic dobrego…
- Widzę, że przyszedł czas na szukanie wrażeń w szeregach wroga. Ojczysta reprezentacja okazała się zbyt skąpa?
- O co ci chodzi? Weź się ogarnij koleś, o tym z kim będę się spotykać pozwól, że zadecyduję sama!
- A wiesz, która jest godzina? Myślisz, że Zuzka będzie świeciła za ciebie oczami przed ojcem?
- A czy ja wyglądam jakbym miała 10 lat? Bo chyba mnie z kimś pomyliłeś nikt Zuzi nie każe świecić oczami za mnie, a tym bardziej nie Ty!
- Może nie jesteś już dzieckiem, ale wciąż wymagasz tego, żeby ktoś prowadził cię za rączkę. Jesteś nieodpowiedzialna! A później tylko my odpowiadamy za twoje wybryki!
- Nie no, chyba się przesłyszałam?! Teraz to zgrywasz takiego poszkodowanego, a jak przychodzi co do czego to jakbyś mógł to swoich rywali byś powybijał jak zwierzęta...
- Ja to inna sprawa... A w ogóle jakich rywali? O czym ty mówisz?
- Nie no jasne najlepiej nie pamiętać i mieć amnezję... Mam ci zacząć wymieniać, a proszę bardzo!: Uros, Łukasz, Drago i wielu innych…
- Jedyną osobą w tym gronie, która ma chyba kłopoty z pamięcią jesteś ty! Dostrzegasz wszystkich po kolei, tylko nie mnie!
- Nie no teraz to już jesteś bezczelny sam nie potrafisz się określić, sam nie wiesz czego chcesz raz jesteś z tą swoją Andżelą, a raz nie a kto powiedział, że jesteś świetnym kandydatem dla mnie?
- Sama mogłabyś wreszcie dojść do takiego wniosku. Widzisz we mnie tylko zwyczajnego chama, który włóczy się za tobą i uprzykrza ci życie. Zastanowiłaś się kiedyś dlaczego?
-Nie i nie mam takowego zamiaru. Jeśli tak chcesz poderwać dziewczynę to życzę ci powodzenia może jakaś słodka idiotka na to poleci bo na pewno nie ja!
- Carmen, proszę, opamiętaj się...
-Sam się opamiętaj i daj mi wreszcie spokój i nie śledź mnie bo jeszcze pomyślę, że mam do czynienia z jakimś psychopatą...
Weszłam do ośrodka do oczu zaczęły napływać łzy próbowałam walczyć z nimi ale bezskutecznie. W dodatku jeszcze szedł za mną i coś tam pod nosem marudził. Szłam korytarzem i chciałam jak najszybciej znaleźć się w pokoju, ale jeszcze uprzednio musiałam minąć chłopaków, którzy stali na korytarzu przypatrując się nam z zaciekawieniem.
- Uuu, coś się chyba randka nie udała — zauważył Bartek.
- Z nim! W życiu! — odpowiedziałam.
- Oho, Zibi ma chyba konkurencję — Paweł zaczął się nabijać z samego zainteresowanego, a ja skwitowałam to trzaśnięciem drzwiami.
Zuzka stała z założonymi rękoma i była wyraźnie zła.
- Nie patrz tak na mnie, nikomu nie kazałam świecić oczami przed moim ojcem.
- Wiesz, która godzina? Martwiłam się o ciebie… 
- Zresztą nieważne… Nie gniewaj się ale się położę jestem zmęczona po całym dniu.
- Gdzie ty idziesz o tej porze?! Stary pogięło cię jutro mamy trening! — za drzwiami słychać głos Miśka.
 -A ch** cię to obchodzi! — słychać kolejne trzaśnięcie drzwiami...
Usiłowałam zasnąć ale skończyło się tylko przewracaniem z boku na bok. Nie mógł znaleźć sobie innego obiektu westchnień? Ale nie, bo musiało paść na mnie. Po cichutku wyszłam z pokoju. Nie chciałam budzić Zuz i udałam się na taras. Miasto nocą jest piękne. Poczułam, że ktoś przykrywa moje ramiona bluzą. Odwróciłam się i zobaczyłam Łukasza.
- Dlaczego jeszcze nie śpisz?
- O to samo mógłbym zapytać ciebie. Jakoś nie mogę…
- Pewnie stresie przed jutrzejszym meczem, ale przecież wy się nie stresujecie.
-Taaa, chciałoby się…
Staliśmy tak kilkanaście minut, przytuliłam się do mojego przyjaciela.
- Dzieci wy jeszcze nie śpicie?
- Właśnie idziemy do pokojów.
- Tato, a ty czemu jeszcze nie śpisz?
- Chyba klimat mi nie służy.
Każdy poszedł do siebie i położył się spać. Jutro muszę oddać Ziomkowi bluzę, bo oczywiście dzisiaj nie chciał jej wziąć.


Zuza

Czy budzenie mnie w środku nocy to już jakiś ogólnokrajowo przyjęty rytuał? Albo czy człowiek, któremu dzień wcześniej dało się wyraźnie do zrozumienia, że jest niemile widziany chce mieć coś wspólnego z bandą niewdzięczników? Kubiak już wcześniej podejmował próby przepraszania za wczorajszy wybuch złości, ale niestety z marnym skutkiem. Niech sobie nie myśli, że przyjdzie mu to z łatwością. Jego niedoczekanie. Cwaniak wycwaniakowany. 
- Zuza... - jakoś nie wzruszał mnie ten jego błagalny, przenikliwy szept, gdy siedział na skraju mojego łóżka i usilnie próbował zabrać mi kołdrę. - Proszę cię, pomóż mi. 
- Czego? - warknęłam. Nawet nie mógł się spodziewać miłego powitania. Nie po tym co od niego wcześniej usłyszałam. Powinien wiedzieć co o nim myślę, a mój ton dał mu to wyraźnie do zrozumienia. 
- Musisz mi pomóc. 
- Doprawdy?
Strach w jego oczach nie wróżył niczego dobrego. Ale to nie ja mam ten talent do pakowania się w kłopoty. Szkoda tylko, że bardzo często biorę udział w wyciąganiu ich z bagna, w które się wpakowali. 
- Bo chodzi o Zbyszka... - zaczął, ale wyraźnie widziałam, że trudno mu o tym mówić. 
- Co on znowu wymyślił? 
Moja zdolność dedukowania w późnych godzinach nocnych jest bardzo mocno zachwiana, ale gdy zobaczyłam, że łóżko Carmen jest puste, Michał prosi mnie o pomoc w czasie, kiedy jestem do niego tak wrogo nastawiona, że zbliżanie się do mnie może skończyć się nieoczekiwanym ubytkiem na jego zdrowiu, doszłam do wniosku, że coś naprawdę jest nie tak. Do czego posunął się Bartman? Co będziemy musieli zrobić tym razem? Wyciągnąć go z więzienia czy zdrapywać z jezdni przed hotelem? Jak się później okazało moje domysły wcale nie były takie chybione i miały dużo wspólnego z rzeczywistością. 
- Chodź, sama zobaczysz. 
Już miałam wstać i grzecznie pójść za nim do jego pokoju zobaczyć co takiego zrobił Zbyszek, ale nieoczekiwanie dla niego zostałam u siebie podczas gdy on był już na korytarzu i pewnie cieszył się z mojej naiwności.  
- Wiesz co, Michał? Może znajdź sobie inną idiotkę. 
Niby dlaczego miałabym mu pomagać skoro on traktował mnie jak osobę niepasującą do siatkarskiego towarzystwa. 
- Zuzka, ja wiem, że źle zrobiłem i nie chciałem tego powiedzieć, naprawdę.. To jakoś tak samo wyszło. Ale teraz pomóż mi doprowadzić go do porządku, bo jeśli zobaczy go trener, to Zbyszek wyleci z kadry. 
Byłam zła na Michała, jak nigdy na nikogo w moim życiu, ale dobro reprezentacji narodowej jest chyba ważniejsze niż moje jednostkowe żale zwłaszcza, że o litość błagał sam Michał Kubiak. 
Spodziewałam się najgorszego, więc widok po otworzeniu przez Kubiego drzwi naprzeciwko nie był taki dramatyczny. Zależy jakie kto ma nerwy i czy jest wrażliwy na widok krwi. Co prawda nie było rzezi i nie lała się ona strumieniami, ale Bartman z rozciętym łukiem brwiowym nie napawa optymizmem. Po skroni i policzku ciekła mu cienka strużka krwi, a on sam siedział w fotelu i już po kilku chwilach mogłam stwierdzić, że nie jest do końca trzeźwy. Popatrzyłam ze strachem w oczach na Michała. 
- Przepraszam, że musisz oglądać go w takim stanie, ale musisz mi pomóc. Błagam. 
- Przecież tutaj potrzebny jest lekarz! - od razu włączył mi się tryb: panikara - Tą ranę trzeba zszyć! Może jest zbyt głęboka! 
Kubiak był nieustępliwy w swoim działaniu. 
- Posłuchaj, jeśli ktokolwiek dowie się o tym jego wybryku, to zanim się obejrzy wróci do Polski najbliższym samolotem. Rozumiesz?! Weź to - wręczył mi apteczkę w której było kilka bandaży i inne rzeczy, które pomogą opatrzyć Bartmana - I zatamuj krwawienie, a ja w tym czasie go przebiorę w czyste ubrania. 
Pokonując wszelki strach, trzęsącymi rękami udało mi się zrobić ten cholerny opatrunek. Michał przebrał go chociaż nie było łatwo. Na szczęście nie musiałam słuchać Bartmanowych cynicznych żarcików i wyzwisk, bo on po prostu sobie spał. Podczas gdy my pokonywaliśmy swoje słabości i ratowaliśmy jego tyłek przed obelżywą opinią, on uciął sobie drzemkę. 
Michał pomógł mu położyć go do łóżka, a nawet przykrył go starannie, żeby przypadkiem nie zmarzł. Wiedziałam na pewno, że mnie nie byłoby stać na taki gest i pomocną dłoń jaką dzisiejszej nocy podał Zbyszkowi. 
Stałam w tym pokoju i przyglądałam się temu jak otępiała. Za dużo wrażeń jak na jedną noc. O wiele za dużo. Gdy już chciałam wrócić do siebie i móc spokojnie doczekać do rana, Michał odszedł o łóżka Zbyszka, złapał mnie za rękę i mocno przytulił. 
- Dziękuję. - Zaskoczył mnie swoją wylewnością. Pozytywnie. 
- Dlaczego to właśnie do mnie zwróciłeś się o pomoc? - zapytałam, nadal trwając w jego niedźwiedzim uścisku. - Przecież równie dobrze mogłeś zająć się nim sam i nikt poza wami dwoma nie wiedziałby o całym zajściu. 
- Chcesz znać prawdę? 
- No raczej. 
W momencie poczułam jak trzęsie się ze śmiechu. Dla mnie to nie było zabawne, ani trochę. 
- Michaaał, to powiesz mi czy nie? 
- Tak prawdę mówiąc, to przyciągnąłem tu ciebie... bo boję się widoku krwi. 
- Jesteś wredny! - pacnęłam go w czoło, a ten zaczął się śmiać jeszcze głośniej. Co jak co, ale jego śmiech jest zaraźliwy. - Jak mogłeś? - tym razem dźgnęłam go palcem w żebra, a jemu widocznie sprawiało to dziką przyjemność. - Powinieneś się leczyć. 




Pamiętacie urodziny Zbyszka i wierszyk, który z tej okazji ułożyła Sunny? To dzisiaj też macie okazję zapoznać się z jej twórczością poetycką, bo mamy urodziny nikogo innego jak Michała! :D 

Dzik niczego się nie boi
Kiedy trzeba pięknie broni.
Na boisku się sprawuje
Trener z tego się raduje.
Z trybun owacje na stojąco
Bo nasz misiek gra śpiewająco.
Nikt mu nigdy nie pyskuje
Bo się boi jego w tłumie.
Miś nasz ukochany 
Zawsze przez kibiców uwielbiany
Dzisiaj ma swe urodzinki
Więc nie frasuj swojej minki
Tylko złóż mu dziś życzonka
Aby nigdy się nie zmieniał
Zawsze ładnie się uśmiechał
By kontuzji było mało
A miłości całe mnóstwo.


100 lat, Dziku ! 

no dobra, a Wam jak podoba się rozdział? ;] 





10 komentarzy:

  1. Super. Muszę przyznać, że piękna ta serenada :) Kubiak boi się krwi?... Ciekawe. Zibi trochę przeszadza z tą swoją zazdrścią, albo co on tam ma..
    Mam nadzieję, że następny rozdział już niedługo, bo nie mogę się doczekać.

    Pozdrawiam, no_princess.

    PS. Zapraszam też do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Noo :)) Rozdział świetny. Ale Zbychu się urządził ;)
    Czekam na kolejny (mam nadzieję, że nię bedę czekać długo! ^^)
    Pozdrawiam: Marta ♥
    100 lat Dziku♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Zbyszek jednak coś do Carmen czuje! Jest tylko jeden problem: ona go 'nienawidzi'. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kubiak i strach przed krwią?:D haha, co za wymówka :D. Oj, Carmen to chyba jeszcze będzie się miała ze Zbyszkiem... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kubiak i hemofobia? A to ciekawe. :) Swoją drogą, krew to pikuś w porównaniu z innymi cudami organizmu człowieka. Zapraszamy do prosektorium, Michale. :P
    Co ten Zbychu odpierdala? Czyżby naprawdę zwariował na punkcie Carmen? Jeśli tak, to musi zmienić metody, bo w ten sposób jeszcze bardziej się pogrąża. :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Taaak, jak potrzebna pomoc to się wbija do Zuzki bez wahania. Nie ładnie tak przychodzić tylko interesownie. Michał boi się krwi? :O A ja nie :D
    Dobrze, że ogarnęli tego Zbyszka. Z łukiem brwiowym to więcej krwi niż rany, więc można się strachu najeść.
    Swoją drogą Bartman nie musiał się od razu tak załatwiać z powodu nieudanych zalotów. Jakby się zachowywał jak człowiek, to by nie było problemu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam poprzednie opowiadanie ;)
    Ja też się zacięłam przy pierwszym opowiadaniu i też się poddałam ...
    Teraz piszę nowe, od początku ..
    Nie o siatkówce, ale romantyczne.
    Jeśli chcesz, to zajrzyj :
    http://cry-of-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. No super rozdział ! :):) Michaś boi się krwi :D
    Dlaczego tak długo nic nie dodajecie? No ja rozumiem brak czasu ale bez przesady. Piszecie te opowiadanie od 2012 roku a jest marzec 2013 a tu akcja się jeszcze nie rozwinęła :-/ PRZEPRASZAM ale muszę stanąć w obronie tego opowiadania! ;);) Więc ma nadzi3ję, że znajdziecie dla nas ( czytelniczek) trochę czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bartman mi się zwyczajnie nie podoba w tym opowiadaniu!
    Zwykły cham i prostak z niego, który nie potrafi kulturalnie poderwać dziewczyny. Gdyby odpuścił sobie te cyniczne żarciki na pewno zyskałby w oczach Zuzki. A tym czasem denerwuje on nawet kolegów z drużyny. Cieszę się, że chociaż Kubiak się opamiętał. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Zapraszam także do siebie.
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń