wtorek, 24 lipca 2012

VIII. Ktoś mnie pokochał świat nagle zawirował, bo ktoś mnie pokochał na dobre i na złe...


Zuza

Weszłam do stołówki z uśmiechem na ustach i od razu przywitałam się z chłopakami.
- Cześć wszystkim! - musiałam niemalże krzyknąć, żeby mnie usłyszeli, bo po prostu nadawali jak jakieś przekupy. Ja rozumiem, poranne ploteczki i inne sprawy, ale bez przesady.
- Siema! - odpowiedziało kilku z nich odrywając się od śniadania.
- Widzę, że trzymaliście dla mnie miejscówkę - usiadłam między Bartkiem a Cichym.
- No oczywiście - wyszczerzył się ten drugi.
- Ta, jasne Piter - zabrałam się do jedzenia kanapek.
W pewnym momencie w całej stołówce zrobiła się cisza jak makiem zasiał. Trochę mnie to zdziwiło, bo zwyczajowe pobrzdękiwanie widelców i talerzy, pomieszane z ciągłymi rozmowami powodowały, że człowiek nie słyszał tutaj własnych myśli. Zaintrygowana spojrzałam w stronę wyjścia, gdzie podążał wzrok wszystkich chłopaków. Do jadalni weszła wysoka, szczupła blondynka. Miała zgrabne nogi, co podkreślała jej krótka spódniczka, a jej złociste włosy falowały jak w reklamie jakiegoś szamponu. Obdarowywała wszystkich wkoło swoim zniewalającym uśmiechem.
- Łoooooł, ale sztuka. - Kruszyna jak zwykle wiedział co powiedzieć.
- Beatiful.
- Czekaj, niech no ocenię okiem eksperta - Zator aż wstał sobie z krzesła. To chyba z wrażenia. Nagle jeden z siatkarzy odszedł od stołu, by po chwili podejść do tajemniczej blondynki, która ku naszemu zaskoczeniu rzuciła się mu na szyję. Wszyscy patrzyli na całującą się parę, wzrokiem '' Co u licha?"
- Pozwólcie, że wam przedstawię - zaczął dumny Bartman, trzymając blondynkę za rękę i podprowadzając ją bliżej - To moja dziewczyna Andżelika. 
- Miss Ziemi Śląskiej 2010 - wyszeptał mi do ucha Bartek, poruszjąc znacząco brwiami. 
- A ty skąd wiesz? 
- Ogląda się telewizję to się wie. Chociaż raz na coś przydaje się to pudło z diodami... Misiek, tylko mi nie mów, że nie wiedziałeś, że twój przyjaciel ma dziewczynę.  
- Coś tam wspominał, ale kto by tam go słuchał. On różne rzeczy bredzi. 
- Ale gdybyś wiedział o jaką dziewczynę chodzi, to pewnie słuchałbyś go dniami i nocami, co? 
- Eee tam - Zati pokręcił głową ze zniesmaczeniem. - Facet nie pies, na kości nie leci. 
- Słuszna uwaga, Pawełku. 
Od tej chwili głównym obiektem zainteresowania był Bartman i jego nowa blond-włosa piękność. Szczerze powiedziawszy to już nie mogłam patrzeć jak się ze sobą migdalą. I chyba nie tylko ja, bo zaraz któryś z chłopaków wypalił: 
- Ej, bo śniadanie mi się wraca. Może wybralibyście się w jakieś ustronniejsze miejsce? 
Wzięli sobie tę uwagę do serca, Shark coś pomruczał pod nosem, ale już za chwilę opuścili stołówkę. 
- Jeju - Michał złapał się za głowę i oparł łokcie o stół - Po co on ją tu zaprosił? 
- Chciał się pewnie pochwalić... albo zaszpanować. 
- Raczej to drugie. - mruknęłam. 
- Ale dajcie spokój, nie liczy się wygląd tylko wnętrze. - w Kurku jak zwykle obudził się duch filozofa. 
- Czy ja mieszkam w zakładzie dla psychicznie chorych, bo czasami mam takie wrażenie? 


Carmen

Nie mogłam już patrzeć na tę dwójkę. Zachowywali się jak jakieś nastolatki, które nie widziały się wieczność. Od tego słodzenia aż było mi niedobrze. Odniosłam talerze i wyszłam stamtąd, nie mogąc już dłużej się temu przyglądać. Współczuję Miśkowi, bo on dzieli z nimi pokój, biedak musi wszystko znosić. Szkoda mi go, bo on jest taki miły, przyjacielski i w ogóle taki miśkowy, natomiast jego przyjaciel to zupełne przeciwieństwo. Po treningu chłopaków każdy poszedł w swoją stronę, a ja postanowiłam wybrać się na długi samotny spacer. Musiałam przemyśleć pewne sprawy. Do pokoju, który dzieliłam z Zuz wróciłam późno, moja friend już spała. Wzięłam szybki prysznic przebrałam w piżamę i położyłam się na łóżku. Jak na złość nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok. Postanowiłam, że posłucham muzyki może pomoże mi zasnąć. Na szczęście tak się stało. Niestety mój sen nie trwał długo. Wczesnym rankiem mój organizm odmówił dalszego snu, więc niepocieszona tym faktem zwlekłam się z łóżka, odbyłam poranną toaletę, ubrałam dres i wyszłam upewniając się, że uprzednio nie obudziłam Zuzi. Udałam się nad staw, tam stoi ławka i zawsze na niej można porozmyślać i powrzucać kamyczki do wody. Dzisiaj nie była pusta, tak jak była codziennie. Siedział na niej dobrze znany mi osobnik. 
- Co tak wcześnie tutaj robisz? Nie powinieneś odpoczywać przed kolejnym treningiem? 
- O to samo mógłbym Ciebie zapytać. Od kiedy to z ciebie taki ranny ptaszek? 
- Jakoś nie mam ochoty na sen i nie jest to niczym spowodowane. 
- Akurat czekaj, bo uwierzę… 
- Chwileczkę czy Ty coś sugerujesz? 
- Ja nie, ale śmiem twierdzić, że jesteś zazdrosna - ten jego cwaniacki uśmieszek zawsze doprowadzał ludzi do irytacji. 
- Pff ciekawe o kogo…- udawałam, że nie wiem o kim on mówi 
- Dobrze wiesz i znasz. Taki wysoki pan o czarnych, krótkich włosach, bardzo umięśniony i zarazem posiadający cięty język. Ma wysoką dziewczynę o blond włosach, które falują jak w reklamie szamponu. 
- Bardzo śmieszne.
- Jesteś piękniejsza jak się złościsz - pokazał mi język, za co dostał kuksańca w bok. 
- To bolało - powiedział oburzony i oczywiście udawał wielce obrażonego mości pana. 
- Od kiedy to ty taki wrażliwy jesteś? 
- Od dziecka! 
- No tak, jak mogłam zapomnieć - o ironio tak lubię być czasami wredna taka moja natura - Co jest? - wyraźnie posmutniał. 
- Nic. 
- Właśnie widzę. Coś nie tak z Agą? 
- Nie potrafimy ostatnio się porozumieć - mówił jednocześnie bawiąc się obrączką. 
-To przejściowe, wszystko się jeszcze ułoży, zobaczysz.
- Tak bym tego nie nazwał… 
- Czy Ty chcesz mi powiedzieć, że Agnieszka ma kogoś oprócz ciebie? 
- Mhym. 
- Nie wierzę, to nie w jej stylu. 
- Pozory mylą - powiedział, po czym wrzucił kamyk do wody i wstał z ławki 
- Łukasz tak bardzo mi przykro… 
 

Zuza

Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Trochę poirytowana jęknęłam w poduszkę, ale podniosłam się z niechęcią by go odebrać. Kątem oka zauważyłam jeszcze, że Carmen już nie śpi, a nawet jej nie ma w pokoju. Doczłapałam się do komody. 
- Halo - mruknęłam. 
- Cześć, córeczko! - zaświergotała moja mama po drugiej stronie. 
- No hej, mamuś - ożywiłam się. - Coś się stało, że dzwonisz tak wcześnie?
Potem wytłumaczyła mi, że musiała zatelefonować, bo się już o mnie martwi i bardzo się stęskniła, a wczesna pora wynika z tego, że gdy wieczorem wraca z pracy, nie ma czasu na zrobienie czegokolwiek. 
Kończąc rozmowę dodała: 
- A i ucałuj od nas Carmen. Pozdrów ją serdecznie i złóż jej życzenia urodzinowe. 
Nagle mnie olśniło. 
URODZINY CARMEN!
To już za dwa dni! 
- Dziękuję, mamo. Na pewno jej przekażę. 
- Pa, córeczko. 
- Pa, mamo. 
Kończąc połączenie miałam w głowie tylko jedną myśl. Musiałam zorganizować przyjęcie urodzinowe dla Carmen. Trzeba było zabrać się do pracy jak najszybciej. 
Chciałam położyć się jeszcze chociaż na chwilkę pod ciepłą kołdrę i trochę się zdrzemnąć, kiedy drzwi niespodziewanie się otworzyły. Stanął w nich Misiek, przecierający oczy. W niemałym szoku obserwowałam jego dalsze poczynania. Wszedł, zamknął dokładnie drzwi, powalił się na moje łóżko, okrył starannie kołdrą i przymknął powieki, powoli zasypiając. 
- Michał? - wykrztusiłam, bo nadal stałam jak wryta. - Co ty... 
- Zażalenia proszę składać do tych tam za ścianą - mruknął, przekręcając się na drugi bok. 
No tak, mogłam się tego domyślić. Bartman i jego Barbie. Przycupnęłam sobie na skraju łóżka, odgarniając trochę jego nogi, na co on znowu przekręcił się w moją stronę i otworzył zaspane oczy. 
- To nie mogli im dać osobnego pokoju czy coś? 
- Mnie nie pytaj. Widocznie nikt nie okazał się tak wspaniałomyślny. 
Dało się po nim zauważyć, że ma już tego dość. I tak go podziwiam. Ja z Bartmanem nie wytrzymałabym w jednym pokoju jednego dnia. Co ja mówię? Godziny! 
- Zuza, ja cię proszę. - mówiąc to, usiadł. - Mogę spać u was? Błagam. - Spojrzał na mnie z nadzieją. 
Westchnęłam.
- Jak widzisz mamy tylko dwa łóżka. Carmen nie powinna mieć nic przeciwko, no ale sam widzisz. 
- Mogę spać nawet na podłodze. Wszystko, tylko nie z nimi w jednym pokoju. Proszę, mogę? 
Co ja mogłam zrobić? Chyba nie wypadało odmówić. A jeden współlokator w tę czy w tę stronę nie robi różnicy. 
- Jasne, nie ma sprawy. - odparłam z uśmiechem, a Kubiak odetchnął z ulgą, opadając z powrotem na poduszki. 
- Naprawdę było tak źle? - zaśmiałam się i zmierzwiłam mu włosy. 
- Nawet nie pytaj. 



Carmen  

Nie mogłam patrzeć na jego smutne brązowe oczęta. Przytuliłam go, tak po przyjacielsku. Miło było wdychać jego perfumy. Ponownie spojrzał w moje oczy, odgarnął niesforny kosmyk włosów z czoła. Jednak po chwili przyparł nie do drzewa, opierając się rękami o jego konar. Niedługo później nasze usta się spotkały. Na początku całował delikatnie, by później coraz zachłanniej i namiętniej. Gdzie podział się mój rozsądek?! Nie powinnam tego robić! Zarzuciłam mu ręce na szyję, a jego znalazły się na mojej talii, aby później spocząć na plecach. Jego usta powędrowały na szyję, jego zarost drażnił skórę. Jasna cholera, dziewczyno to twój przyjaciel! Odsunęłam się od niego. Nie powinno do tego dojść.  
- Przepraszam, poniosło mnie - powiedział skruszony 
Położyłam dłoń na jego policzku, a on pocałował jej wnętrze. 
- Wybaczam, ale nie rób tego już nigdy więcej. 
- Oczywiście - jego uśmiech jest zabójczy, normalnie tak jak u Kubiego. 
W dobrych nastrojach wróciliśmy do ośrodka. Ale gdybyśmy zakochańców nie spotkali dzień byłby stracony. Mogliby chociaż nie pokazywać całemu światu jacy to oni zakochani w sobie na zabój. Jak ich widzę to odzywa się we mnie odruch wymiotny. 
- O zobacz, idą nasze zakochańce - powiedziałam do Łukasza. 
- Masz jakiś problem dziewczynko? - usłyszała moją uwagę i musiała zripostować. 
- Dziewczynki idź sobie poszukaj w przedszkolu. 
- Carmen mogłabyś być milsza - ooo ZB9 zabrał głos. 
- Niby z jakiej racji? 
- Bo to jest moja dziewczyna i nie pozwolę jej obrażać. 
- A ona mnie może tak? 
- Widzę, że już wolni nie wystarczają skoro bierzesz się za żonatych. 
- Bo ja nie mam innych zajęć tylko odbijać mężów żonom. 
- No widocznie nie. 
- Idź spojrzyj w lustro, bo takiej tapeciary to nikt by nie chciał. 
- A takiej jak Ty ? 
- Nie przeginaj.
- Chodźmy bo nie mam zamiaru tracić czasu na rozmawianie z kimś takim - powiedziała i pociągnęła Zbyszka za rękę i poszli w las. 
- Jak takie coś może chodzić po ziemi?
- Nie przejmuj się nią - no tak nie ma to jak pocieszenie przyjaciela. 
Nie miałam pojęcia, że to dopiero początek zemsty tej całej Andżeliki. Co ona sobie myślała, że co ona jest najpiękniejsza, najmądrzejsza i w ogóle naj, naj? Szliśmy korytarzem milcząc, a potem każdy poszedł w swoją stronę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz